Oolong to melodia, która często brzmi w moich uszach. No i równie często gości jako napar. Ale jak wytworzyć doskonałą herbatę oolong? Hm… a co byście powiedzieli, gdyby spotkały się dwie osoby: jedna zna się doskonale na hodowli herbaty oraz jej przetworzeniu, a druga jest mistrzem w prażeniu herbat? Ha, odpowiedź jest prosta – powstałaby ta wyśmienita herbata. Mistrzostwo świata. Arcydzieło.
To lekko utleniony i średnio prażony oolong. Zbierany w kwietniu 2016 roku w okolicach wsi Yonglong (Nantou, Tajwan). Pozwoliłem sobie odszukać miejscowość na Google mapie i zauważyłem tam pełno herbacianych sklepów. Jeden obok drugiego. W pierwszej chwili pomyślałem, jak one się utrzymują, ale zaraz zrozumiałem, że to nie Polska i spożycie herbaty jest tam bardzo duże.
Herbatę charakteryzują duże liście doskonale i precyzyjnie zwinięte w małe kuleczki. Po ich pełnym otworzeniu otrzymujemy tak cenny dla wielu herbaciarzy moment, gdzie można je rozłożyć i podziwiać. Zawsze mawiam, że to magia zaklęta w tak małej kuleczce.
W naparze dominują smaki pieczonych ziaren, często kojarzonych z dobrze przypieczoną skórką chleba, dużo kwiecistych aromatów oraz dużo słodyczy owocowej. Fajerwerki w ustach.
Sam susz również ma przyjemny zapach, gdzie główna nuta to właśnie spieczona skórka chlebowa. Warto do rozgrzanego czajniczka wsypać suszu i delektować się unoszącą się wonią, jeszcze przed zalaniem wodą, czekając aż uspokoi swe bulgotanie i osiągnie trochę niższą temperaturę niż wrzątek.
Do naparu można użyć suszu wedle uznania. Mnie wydaje się, że było tak z 6-8 gram na 200 ml, ale nie będę wam narzucał schematów. Przyrządzajcie wedle upodobań. Woda zaraz po zagotowaniu i uspokojeniu się, czyli około 95 C. Jeśli parzycie w gaiwanie to zalecam seriami krótkich zaparzeń, a jeśli w czajniczku to troszkę dłużej. Może to być dla pierwszego parzenia 30 sekund, a może i 1 minuta.
W kubku, jak chciałem przetestować moc naparu, parzyłem pierwszy raz 2 minuty. Ale tu jest pewien europejski problem. Pierwsze parzenie bywa nadzwyczaj smaczne i pełne aromatów, natomiast drugie zawsze wychodzi trochę bardziej cienkie. Smaki są już stonowane, by nie rzec zagłuszone. Pojawia się więcej kwiatów, a mniej prażenia i owoców. Wszystko to zdaje się być echem świetności pierwszego naparu. Także warto o tym pamiętać.
Na koniec wspaniałości, które oferuje prawdziwy, dobrze wyprodukowany oolong – liście. Można je podziwiać bez końca, każdy jest inny, w każdym zapisana jest mini historia. Czasami chcę, aby ta chwila trwała jak najdłużej – ja pijący herbatę i podziwiający liście. Ale wszystko co dobre, niestety się kończy…